„Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia” (Mt 10, 23)
Agresja wobec katolików w Polsce przybiera na sile. Każdy głos w debacie publicznej zgodny z nauczaniem Kościoła natychmiast wywołuje lawinę nienawistnych ataków ze strony środowiska liberalnego. Nie ma to już nic wspólnego z krytyką, chodzi o zepchnięcie katolików na margines życia społecznego.
Atak na chrześcijaństwo nie jest oczywiście polską specyfiką. W wielu krajach Zachodu laicka rewolucja doprowadziła do rzeczywistego zmarginalizowania chrześcijaństwa. Znamienne słowa wypowiedział ostatnio abp Gerhard Ludwig Müller, prefekt watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary, w wywiadzie dla niemieckiego dziennika „Die Welt”. Zdaniem bliskiego współpracownika Benedykta XVI celowa kampania dyskredytowania Kościoła katolickiego w Ameryce Północnej i w Europie osiągnęła to, że duchowni w pewnych obszarach już teraz są oficjalnie zaczepiani. Według niemieckiego hierarchy, można wręcz mówić o sztucznie podsycanej wściekłości wobec Kościoła, która przypomina atmosferę pogromu. Kilka epizodów z polskiej rzeczywistości – wyjętych z ostatnich dni – potwierdza, że sąd wyrażony przez abp. Müllera nie był przesadzony.
Pogróżki
za obronę małżeństwa
Po sejmowym wystąpieniu prof. Krystyny Pawłowicz w czasie debaty na temat związków partnerskich – w trakcie której wypowiedziała się stanowczo w obronie tradycyjnego modelu małżeństwa, definiowanego jako wyłączny związek mężczyzny i kobiety – posypały się na nią gromy. Przez media przetoczyła się fala poniżających ataków. Różne telewizyjne „autorytety” w chamski sposób wyśmiewały poglądy prof. Pawłowicz. Grupa liberalnych naukowców ogłosiła list otwarty, w którym całkowicie zdyskwalifikowała akademickie kwalifikacje pani profesor. Trudno się dziwić, że w rozpętanej przez media atmosferze nagonki, w internecie pojawiły się groźby pod jej adresem. – Jacyś furiaci dzwonią do mojego biura poselskiego, krzycząc głosem pełnym agresji, że przyjdą do biura i wygarną mi wszystko prosto w oczy. Czuję się w pewien sposób zagrożona, a list 40 naukowców oskarżających mnie bezpodstawnie traktuję jako wezwanie do nienawiści i agresji wobec mojej osoby – powiedziała posłanka PiS w wywiadzie z dziennikarzem portalu fronda.pl. Jej zdaniem naukowcy, którzy podpisali się pod listem, nie zareagowali jak na ludzi nauki przystało, popisując się mową nienawiści. Naukowcy związani ze środowiskiem lewacko-genderowo-feministycznym pokazali swe prawdziwe antydemokratyczne oblicze, pełne nienawiści i agresji.
Dwa listy
W obronie prof. Pawłowicz wystąpiło z kolei 250 naukowców związanych z Akademickimi Klubami Obywatelskimi w Poznaniu, Łodzi i Krakowie. W swoim posłaniu wyrazili oni stanowczy protest „przeciwko próbom niszczenia etosu prawdy i etosu prawa, które do złudzenia przypominają najbardziej prymitywne formy totalitaryzmu”. Ten stanowczy głos środowiska naukowego w obronie „normalności” sprowokował
poznańskiego socjologa prof. Krzysztofa Podemskiego, związanego z Ruchem Palikota, do napisania listu otwartego do prof. Stanisława Mikołajczaka, przewodniczącego Akademickiego Klubu Obywatelskiego w Poznaniu. Podemski przypisał w nim broniącym prof. Krystyny Pawłowicz naukowcom intencje, których nie sposób doszukać się w ich posłaniu. Według Podemskiego: (…) Sądziłem jednak, że łączy nas nadal jedno: szacunek dla człowieka. Każdego człowieka, bez względu na jego wiek, płeć, wygląd, orientację seksualną, kolor skóry, wagę, wzrost, sprawność. Można bowiem krytykować poglądy, ale nie wolno szydzić z cielesności. Wyśmiewanie się z czyjegoś ciała jest po prostu nieludzkie. Tego prymitywnego rechotu nie wypada bronić, obojętnie czy rozlega się na lewicy, w centrum czy na prawicy. Od profesora wymaga się więcej. Naszych studentów staramy się uczyć szacunku dla innych. A teraz dowiadują się, że niektórzy ich nauczyciele aprobują szydzenie z odmienności. Uważam, że Twój list podważa autorytet naszej społeczności akademickiej. W reakcji na zarzuty socjologa prof. Mikołajczak odpowiedział kolejnym listem otwartym. Napisał w nim m.in.: (…)Znasz mnie od wielu lat, więc dziwi mnie, że nagle odkryłeś, że nie mam szacunku dla człowieka, „bez względu na jego wiek, płeć, wygląd, orientację seksualną, kolor skóry, wagę, wzrost, sprawność” – w tej wyliczance pominąłeś niezwykle ważne dla mnie: świat wartości, stosunek do polskości i wiele innych.
Takiego poglądu nie mogłeś wyczytać z listu AKO, na który tak dziwnie reagujesz. Jeszcze dziwniejsze jest to, że – jako socjolog – reagujesz na warstwę słowną, a nie na merytoryczny przedmiot sporu, przy tym używasz języka względem innego naukowca zdecydowanie emocjonalnego („prymitywny rechot”). Twój protest potraktowałbym poważnie, gdybyś wcześniej równie stanowczo reagował na sposób wypowiadania się uczestników życia publicznego bliskich Twoim wyborom ideowym i politycznym, że przywołam tylko posła Janusza Palikota (przez wiele lat posła PO), wicemarszałka Sejmu Stefana Niesiołowskiego, ministra rządu RP Radosława Sikorskiego, zasłużonego opozycjonistę Władysława Bartoszewskiego czy samego premiera Donalda Tuska. Po ich skandalicznych, nienawistnych wypowiedziach – milczałeś. To teraz czyni Twój protest całkowicie niewiarygodnym, pozbawionym oglądu „przez szkiełko i oko” naukowca. Wpisujesz się w kampanię niszczenia tradycyjnego modelu funkcjonowania społeczeństwa polskiego z jego centralną strukturą, jaką jest rodzina. Próby przenoszenia dyskusji merytorycznej na poziom tylko ekspresji językowej
– przy jednostronności dostrzegania uchybień w tym zakresie – mają wymiar czysto propagandowy i obiektywnie służą dezinformacji społeczeństwa. Przytaczam tak obszernie korespondencję obydwu poznańskich naukowców celowo, bowiem oddaje ona dobrze mechanizmy publicznego dyskursu w dzisiejszej Polsce. Z jednej strony manipulacja, celowe odwracanie znaczenia pojęć, dehierachizacja wartości, z drugiej jednoznaczna obrona tradycyjnych wartości, etosu nauki, prawdy. Tu przebiega linia frontu.
Niewygodny „czarnuch”
Równie niewybredne ataki, jak na prof. Pawłowicz, spadły na Johna Godsona, czarnoskórego posła Platformy Obywatelskiej, który miał odwagę w sejmowej debacie nad projektami dotyczącymi ustaw o związkach partnerskich, wypowiedzieć się zgodnie ze swoim sumieniem, a przeciwnie do oficjalnego stanowiska PO w tej sprawie, w obronie tradycyjnej rodziny. Dla Godsona, ewangelickiego duchownego, takie stanowisko było oczywiste. Dla jego partyjnych koleżanek i kolegów już nie. Zaraz
po wypowiedzi posła Godsona w Sejmie zaczęli oni rugać partyjnego kolegę na portalach społecznościowych. „Dzieło zniszczenia” kontynuował następnie w swoim telewizyjnym show, jak zwykle obiektywny Tomasz Lis wraz z zaproszonymi przez siebie gośćmi. Bezpośrednio po występie u Lisa Godson powiedział, że była to próba publicznego linczu. Ośmieleni bezczelnością naczelnego redaktora III RP, różnej maści postępowcy zaczęli obrzucać posła z Łodzi rasistowskimi obelgami, spośród których określenie „wracaj do Afryki, czarnuchu” należało do najłagodniejszych. Godson przekonał się boleśnie na własnej skórze, co znaczy narazić się postępowym, tolerancyjnym elitom. Każdy, kto ośmieli się zakwestionować wyznawaną przez nie ideologię, musi liczyć się z reakcją, która spotkała czarnoskórego posła PO z Łodzi. Zostanie wdeptany w ziemię, przy użyciu całego arsenału niegodziwych metod.
Złote czasy dla profanów
Na koniec jeszcze jedna „wycinanka” z polskiej rzeczywistości. Przed sądem stanie były poseł Witold Tomczak, który 12 lat temu uszkodził „instalację” włoskiego artysty Maurizia Cattelana, przedstawiającą papieża Jana Pawła II przygniecionego przez meteoryt. Prokuratura żąda od polityka odszkodowania w wysokości 40 tys. zł. Tomczak broni swoich działań, twierdząc, że w ten sposób sprzeciwił się „dalszemu, publicznemu uwłaczaniu godności Ojca Świętego”. To motywacja zupełnie oczywista dla każdego świadomego Polaka i katolika. Nie jest przypadkiem, że sprawa Tomczaka wraca akurat teraz. To przejaw atmosfery, o której w wywiadzie dla „Die Welt” mówił abp Müller. Katolicy i drogie dla nich symbole spychane są do getta. Jednocześnie, dopuszczający się coraz bardziej bezczelnych profanacji liczyć mogą na pobłażliwość sądów. Wystarczy przywołać tylko bluźniercze instalacje Doroty Nieznalskiej czy ekscesy Nergala. Profanacja i bluźnierstwo należą dziś do kanonu twórczej ekspresji wszelkiej maści „pseudoartystów”. Jeżeli głos katolików ma być w Polsce nadal słyszalny, trzeba postawić tamę nie tylko tej antysztuce, ale też nieuzasadnionym zakusom wymiaru sprawiedliwości i kampanii nienawiści w mediach. To konieczność chwili.
źródło: Przewodnik Katolicki